Nina Sankari: Dziurawe koło ratunkowe Kościoła

Warszawa, 16 grudnia 2017. Pikieta w rocznicę zamordowania prezydenta Gabriela Narutowicza

Zabójstwo Prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza jest ostrzeżeniem, ale nie przed podziałami w polskim społeczeństwie, jak sugeruje Kościół i związani z nim politycy, bo te są nieuniknione, tylko przed opieraniem polskiej tożsamości i polityki  na katolicko-narodowej ideologii oraz wykluczaniu z polskiej wspólnoty i podsycaniu wrogości do wszystkiego, co się w tym schemacie nie mieści. A nie mieści się w nim przede wszystkim demokracja, niszczona z inspiracji i przy współudziale Kościoła.

Jako że z Kościołem w Polsce jest związany nie tylko obóz rządzący, ale także duża część parlamentarnej opozycji, z jej strony zaczynają płynąć sygnały świadczące o rozpoczęciu kolejnej odsłony  gry w dobrego i złego policjanta. Jej celem jest jak zwykle znalezienie po stronie kościelnej partnera gotowego do zmiany sojusznika politycznego. Chciałabym ostrzec zarówno przed próbami zastąpienia obecnego modelu narodowo-katolickiego przez jego wersję „light”, jak i  przez jego chrześcijańsko-europejski odpowiednik.

Fundacja im. Kazimierza Łyszczyńskiego ostrzegała w grudniu 2018 r. na kolejnej już pikiecie pod Zachętą w rocznicę zabójstwa pierwszego Prezydenta RP Gabriela Narutowicza przed narzucaniem katolicko-narodowego dyskursu w polityce, szerzeniem mowy nienawiści oraz podsycaniem antydemokratycznych nastrojów i działań polaryzujących polskie społeczeństwo. Wraz z innymi organizacjami protestowaliśmy przeciwko przyzwoleniu na współpracę polskich władz państwowych z formacjami otwarcie odwołującymi się do faszyzmu. Nawoływaliśmy wszystkie prodemokratyczne siły do wsparcia takich działań, żeby nie dopuścić do powtórzenia się tragedii z 1922 r. Wtedy   kampania nienawiści doprowadziła do zabójstwa pierwszego demokratycznie wybranego Prezydenta RP, który dla narodowców nie był ani dość polski, ani dość katolicki. Niestety, tłoku pod Zachętą nie było. Gdy tragedia już się powtórzyła, a z ręki nożownika zginął Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, zjawiły się tam tłumy.

Dziesiątki tysięcy ludzi pojechało do Gdańska, żeby oddać hołd Pawłowi Adamowiczowi, ale także żeby zaprotestować przeciwko brutalizacji życia politycznego i nawoływaniu do przemocy. Wśród wielu z nich pojawiła się nadzieja na to, że w obliczu tragedii Polacy połączą się w solidarności, zakopując podziały między dwoma wrogimi plemionami, o których tak wiele się ostatnio mówi. Z różnych stron padały apele o pojednanie narodowe. Ale ani zaklinanie rzeczywistości, ani świadome manipulacje nie skleją podziałów i nie zniwelują sporów wynikających z różnic, również różnic ideologicznych i światopoglądowych, politycznych czy ekonomicznych, dzielących polskie społeczeństwo. Chodzi o to, żeby je rozstrzygać na drodze demokratycznej, a nie przy pomocy przemocy politycznej, która zawsze prowadzi do tragedii.

Należy przyjrzeć się postawie Kościoła, który w tym sporze usiłuje zająć pozycję arbitra, mimo że powinien raczej uderzyć się we własne piersi.

W homilii pogrzebowej po śmierci Prezydenta Adamowicza Abp Sławoj Leszek Głódź mówił o tym, że modlił się o cud, żeby uratować życie Pawła Adamowicza, ale Pan ludzkich losów rozrządził inaczej. A co on i inni biskupi robili, kiedy Młodzież Wszechpolska wystawiała akty zgonu dla Pawła Adamowicza, Jacka Jaśkowiaka i innych prezydentów reprezentujących opozycję, czyli przekazywali wiadomość „Jesteś martwy”? Może gdyby wtedy podjęli działania, nie musieliby się później modlić o cud?

W kwietniu 2018 r.  Młodzież Wszechpolska urządziła marsz z pochodniami w nazistowskim stylu na Jasną Górę. Biskup Kazimierz Górny nie tylko ich tam przyjął, ale porównał do Szarych Szeregów, „do młodzieży walczącej z okupantem, do młodzieży „Solidarności” i przede wszystkim do młodzieży żyjącej zgodnie z duchem katolickim”. Przypomnę hasła i okrzyki, które  wznoszone są przy takich okazjach na terenie Klasztoru Jasnogórskiego:
„Nie czerwona, nie tęczowa, tylko Polska narodowa”, „Nie ma litości dla wrogów polskości”, „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”, „Znajdzie się kij na lewaka ryj”.
Gdyby nie było ze strony Kościoła przyzwolenia na manifestacje nawiązujące do hitlerowskich tradycji, może udałoby się uniknąć tragedii, których można się spodziewać w przyszłości? Czy może nie przewiduje się modlitwy za życie „hołoty” w razie czego?
We wspomnianej wcześniej pogrzebowej homilii Abp Głódź powiedział także:
„Trzeba nam powrotu do hierarchii trwałych, sprawdzonych wartości, budowanych na fundamencie Rodziny, szkoły, kościoła. Powrotu niezbędnego, koniecznego niczym koło ratunkowe wrzucone na wzburzoną głębinę polskiej wspólnoty” (…) .
Arcybiskup rzuca więc koło ratunkowe, żeby ratować statek, któremu Kościół przedziurawił dno? Proponuje „sprawdzone” wartości, które od 2 tysięcy lat były przyczyną masakr w wojnach religijnych, rzezi „heretyków”, stosów w Inkwizycji, hamowania rozwoju nauki, mizoginii, homofobii i zabijania wolności jako takiej? A ostatnio niszczenia demokratycznych wartości, w tym odbierania kobietom prawa do samostanowienia, LGBT+ do pełnego życia, społeczeństwu do wolności słowa (np. art. 196 kk), ukrywania zbrodni pedofilii i innych skandali obyczajowych czy finansowych? Wykończenia małego (polskiego) biznesu, żeby Rydzyk mógł wzbogacić swoje imperium o „Żabki”, które mają stać się kościelnym koncernem? To są te wartości?
Wielu przyzwoitych ludzi z przyzwyczajenia lub braku nawyku refleksji przyjmuje enuncjacje przedstawicieli Kościoła za dobrą monetę. Nawet ateiści wzruszyli się pełnym pasji wystąpieniem dominikanina o. Ludwika Wiśniewskiego, który potępił nienawiść. „Nie będziemy dłużej obojętni na jad trucizny sączący się również z Kościoła” – powiedział. Powiedział więcej. Powiedział mianowicie, że człowiek szerzący nienawiść, który oparł swoją karierę na kłamstwie nie może pełnić wysokich funkcji w państwie. „Będziemy odtąd tego przestrzegać” – zakończył. Dziwne to wystąpienie. Ani słowa o tym dlaczego wcześniej nienawiść (tak sprzeczna podobno z chrześcijańskim miłosierdziem) była dotąd nie tylko tolerowana, ale wspierana. I co ma znaczyć to zagadkowe zdanie o „człowieku” (w liczbie pojedynczej), który oparł swoją karierę na kłamstwie i nie powinien pełnić wysokich funkcji w państwie, co będzie „odtąd” przestrzegane. W czyim imieniu padło to zapewnienie? Bo jeśli Kościoła, to jest to powód do zmartwienia raczej, niż radości. Jeśli Kościół nie wycofa się z ambicji mianowania rządów w Polsce, to będzie to grozić jak najgorszymi konsekwencjami dla Polski i jej obywateli.
A w kontekście mieszkańców Polski odniosę się do jeszcze jednego zdania App. Głodzia, który zacytował Św. Pawła:

„Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt z nas nie umiera dla siebie”.

Otóż  w tym kraju są ludzie, którzy będą bronić prawa do wyboru jak żyć i jak umierać. Bez kurateli Kościoła.
Nina Sankari

 
 

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz