Świeckość a wolność od religii

Nina Sankari

Doświadczenia postępującej klerykalizacji krajów byłego tzw. bloku wschodniego, w których kościoły i religie były, przynajmniej teoretycznie, nieobecne w życiu publicznym oraz islamizacji krajów, które wcześniej miały bądź świecki ustrój bądź przynajmniej elementy świeckości (Turcja, Tunezja, Iran, Irak, Syria, Libia, Egipt) skłaniają do zastanowienia się nad koncepcją świeckości jako gwaranta wolności sumienia. W obu przypadkach deklarowanym celem zmian była demokratyczna transformacja, jednak towarzyszące jej procesy odgórnej desekularyzacji i klerykalizacji (islamizacji) doprowadziły do demontażu upragnionej demokracji, zanim została ona na dobre osiągnięta. W krajach dojrzałej demokracji również obserwuje się intruzję religii do życia politycznego, nawet w takich krajach, jak Francja czy Szwecja, które mają laicki/świecki charakter państwa wpisany do konstytucji. W tym kontekście pojawia się pytanie o trwałość i stabilność tych modeli oraz ich skuteczność w obronie wolności sumienia, w tym wolności od religii, które mają gwarantować. Rodzą się także pytania dotyczące samej koncepcji. Czy świeckość jest raczej pewnym ideałem, niż modelem organizacji państwa i społeczeństwa zapewniającym praktycznie i efektywnie równość w sferze światopoglądowej? Czy obserwowany kryzys świeckości wynika ze złej realizacji jej zasad czy z ewentualnych błędów, zawierających się w samej koncepcji? I na koniec, czy neutralność światopoglądowa państwa – w aspekcie aksjologicznym – służy demokracji, wolnościom obywatelskim i prawom człowieka, w tym prawom kobiet czy osób LGBT+, wolności nauki i sztuki, postępowi, w tym postępowi społecznemu i realizacji aspiracji ludzkości do emancypacji w ogóle? Niniejszy artykuł podejmuje próbę powierzchownego choćby zajęcia się tymi pytaniami.

Z historii koncepcji laickości. Idea rozdziału pomiędzy władzą doczesną, polityczną a władzą religijną, nadprzyrodzoną jest ufundowana na słynnej formule przypisywanej Jezusowi: „Oddajcie, co jest cesarskie, cesarzowi, a co boskie – Bogu” [MT 22, 21], traktowanej również jako fundament wzajemnej autonomii tych dwóch porządków. Idea ta obalała teokratyczną koncepcję Izraela, w którym królowie-kapłani koncentrowali w swoich rękach władzę religijną, cywilną i wojskową. I chociaż kwestia ustalenia hierarchii pomiędzy samozwańczymi ambasadorami Boga na Ziemi a władcami świeckimi przez wieki kosztowała sporo istnień ludzkich, to przykład Polski pokazuje, że spór ten nadal się nie zakończył. Zaczątki myśli laickiej można odnaleźć w dziełach filozofów greckich i rzymskich, takich jak Epikur czy Marek Aureliusz, u Johna Locke’a czy myślicieli francuskich epoki Oświecenia, Voltera i Diderota oraz u ojców-założycieli USA Jamesa Madisona czy Tomasza Jeffersona.

Za rządów Rewolucji Francuskiej 18.09.1794 r. Konwent Narodowy zadekretował, że Republika nie będzie więcej płacić ani subwencjonować żadnego wyznania. W ciągu niespełna roku Kościół Katolicki utracił wszystkie swoje doczesne przywileje wynikające z sojuszu tronu i ołtarza. Runęła obowiązująca przed 1789 r. unia religii katolickiej i monarchii absolutnej, w której państwo i kościół wzajemnie legitymizowały boskie pochodzenie swojej władzy. Ruinę tego porządku spowodowało ogłoszenie wolności sumienia, praw człowieka i obywatela oraz przyznanie narodowi statusu suwerena. Znienawidzony kler spotkały wówczas prześladowania, łącznie z egzekucjami i deportacjami dziesiątków tysięcy księży odmawiających złożenia przysięgi na konstytucję. Majątek kościoła został skonfiskowany, samo uprawianie kultu zostało zakazane itd. Rewolucja Francuska nie oddzielała więc Kościoła od państwa, a dążyła do jego unicestwienia. Dopiero Ustawa z 1905 r. wprowadziła nowoczesny model państwa oddzielonego od kościołów. Zasady tej separacji zostały określone w dwóch pierwszych artykułach ustawy: Art. 1 zapewnia wolność sumienia i gwarantuje wykonywanie praktyk religijnych (z określonymi ograniczeniami), a Art.2. mówi o tym, że Republika nie uznaje, nie opłaca ani nie subwencjonuje żadnej religii, dekretując jednocześnie likwidację instytucji publicznych kultu. Dziś model ten jest krytykowany przez Kościół jako model „wrogi”, który należy złagodzić. Do laickości dodawane są różne epitety typu : otwarta, inkluzywna, pozytywna, wielostronna, przyjazna, gościnna.

Sytuacja świeckości w Europie. Wydaje się, że w Europie jesteśmy teraz świadkami dwóch przeciwnych tendencji. Z jednej strony, postępuje oddolna sekularyzacja społeczeństwa: stale spada liczba praktykujących wierzących, podobnie, jak liczba powołań kapłańskich, a także liczba zawieranych małżeństw religijnych i liczba chrztów. Z drugiej – wpływy polityczne kościołów i instytucji religijnych wzrastają dzięki sojuszowi tronu i ołtarza. Państwo wspiera Kościół, płacąc mu prawami kobiet, LGBT+ i pieniędzmi podatnika, a Kościół oferuje politykom moralną legitymizację, darmową reklamę z ambon i ochronę ustalonego porządku. Należy zaznaczyć, że na poziomie Unii Europejskiej laickość czy świeckość nie zostały uznane za ważne wartości, godne wpisania do Traktatu Lizbońskiego. Batalia o wpisanie organizacji niereligijnych do obecnego art. 17 Traktatu o Unii Europejskiej „Status kościołów, stowarzyszeń lub wspólnot religijnych” również świadczy o niechętnym stosunku decyzyjnych lobby do kwestii świeckości. W tym kontekście może warto przypomnieć, że ojciec Unii Europejskiej chrześcijański demokrata Robert Schuman, w czasie wojny głosował entuzjastycznie za Marszałkiem Petainem i był ministrem w rządzie Vichy. A także członkiem Opus Dei, organizacji, która niewątpliwie inspirowała duchowo Unię Europejską i nie ustaje w wysiłkach rechrystianizacji Europy. Wyrok Trybunału w Strasburgu w sprawie Lautsi nie powinien być zaskoczeniem. Okazało się, że we włoskiej świeckiej szkole krzyż nie jest symbolem religijnym, a symbolem tradycji. Mimowolnie przychodzi na myśl wyrok polskiego sądu, dla którego swastyka nie była symbolem faszystowskim.

Laickość vs. sekularyzacja. Te pojęcia są czasem mylone, zwłaszcza w językach, w których bądź w ogóle nie istnieje termin „laickość”, bądź jest on niedawnym zapożyczeniem. Odzwierciedlają one dwie różne drogi, którymi podążają społeczeństwa, aby uwolnić się od religijnej opresji. Laickość jest modelem politycznym organizacji stosunków państwo-kościół opartym na akcie prawnym o rozdziale kościołów (instytucji religijnych) od państwa i prawnych gwarancjach wolności sumienia w państwie neutralnym światopoglądowo. Sekularyzacja jest natomiast procesem, w którym społeczeństwo stopniowo odwraca się od religii, zmierzając ku religijnej obojętności. Można się zastanawiać, które z tych rozwiązań jest bardziej skuteczne dla obrony wolności sumienia. Jak już wspomniano wyżej, rozdział ustanowiony przez prawo, który nie jest głęboko zakotwiczony w świadomości społecznej i nie ma masowego poparcia społecznego , może nie przetrwać zmian politycznych. Z drugiej strony, nieformalna, oddolna sekularyzacja, bez zapisów prawnych, może nie doprowadzić do wyeliminowania religii ze sfery publicznej i nie chronić państwa przed ingerencją polityczną ze strony instytucji religijnych (niedawne próby „wskrzeszenia” prawa o bluźnierstwie w Danii, gdzie było ono martwe, ale nie zostało usunięte z kodeksu karnego). Wydaje się, że droga Szwecji oferuje najlepsze rozwiązanie, gdy oba te warunki – społeczny i prawny – są spełnione. Można też przytoczyć przykład Republiki Czeskiej, która – jako jedyna wśród byłych krajów komunistycznych – nie podążała ścieżką klerykalizacji po „aksamitnej rewolucji”, ku zgryzocie Vaclava Havla. Ze względów historycznych w Republice Czeskiej jest najwyższy procent ateistów wśród krajów europejskich. Nie powinien więc dziwić fakt, że w Czechach poziom akceptacji aborcji z wyboru kobiety jest najwyższy w Europie.

Ograniczenia koncepcji laickości/świeckości. Ataki na świeckość, często udane, podejmowane ze strony konserwatywnej prawicy w wielu krajach europejskich, proces delaicyzacji „Europy Wschodniej” i ich klerykalizacja pokazują, że wprowadzanie świeckości przy pomocy prawa, bez zapewnienia dużego poparcia społecznego nie gwarantuje trwałego sukcesu. Historycznie, walka o świeckość traktowana jako część walki o emancypację człowieka, należy do paradygmatu lewicy. Lub powinna należeć do niej, co niekoniecznie ma miejsce. Postmodernistyczna, regresywna część lewicy stępiła ostrze krytyki w stosunku do religii, a w przypadku krytyki islamu jest gotowa posunąć się do relatywizmu kulturowego. Poligamia, formalnie uznana w islamie przez prawo szariatu i sądy szariackie, jest przyrównywana do sytuacji mężczyzny mającego więcej, niż jedną partnerkę, choć w islamie jest to sytuacja asymetryczna i kobiecie w analogicznej sytuacji grozi kara śmierci, która nadal jest wykonywana, w tym przez kamienowanie. Odwrót od wartości uniwersalnych w środowiskach tej lewicy („emancypacja, to już było”) prowadzi do paradoksalnej sytuacji, w której pod pretekstem obrony przed rasizmem, pod pretekstem obrony przed „islamofobią” dochodzi do stosowania podwójnych standardów praw człowieka, w tym praw kobiet, czyli do rasizmu właśnie. Islamska chusta, a nawet burka, przestaje być symbolem opresji wobec kobiet, staje się sztandarem wolności wyboru. „Demokracja i świeckość to prezenty dla islamistów, jeśli nie potrafimy ich bronić” pisze Cemal Knudsen Youcel. Prawica, z kolei, wykorzystuje porzucone pole, by bronić świeckości, ale tylko przed atakami ze strony przedstawicieli islamu, opierając swoją politykę na odwoływaniu się do tożsamości narodowej zbudowanej na amalgamacie „swojej”, „tradycyjnej” religii z nacjonalizmem sprzedawanym jako patriotyzm. Laickość jako rozwiązanie polityczne jest ograniczone przede wszystkim przez czynnik polityczny. To od określonej równowagi sił politycznych zależy, czy i w jakim zakresie ten model będzie stosowany. Rzuca się w oczy to, że zawsze ustępstwa polityczne wobec instytucji religijnych łatwiej jest robić kosztem praw kobiet, jakiejkolwiek religii to dotyczy, czy jest to problem burki czy aborcji.

Koncepcja laickości (również świeckości) wymaga jednakowego poszanowania wolności sumienia, jak i wolności religijnej, tyle że ich realizacja często stoi w sprzeczności. O ile niewierzący kładą nacisk na wolność sumienia, to wierzący akcentują wolności religijną. Henri Pena-Ruiz przyrównuje rolę państwa neutralnego światopoglądowo do roli arbitra w meczu piłki nożnej, którego rolą jest pilnowanie, żeby obie ekipy grały „fair”. Ale dla wierzących istnieje tylko jeden sędzia – wszechmogący Bóg, reprezentowany na Ziemi przez samozwańczych ambasadorów, dla nich prawo naturalne (tj.boskie) będzie zawsze stało ponad prawem ustanowionym przez ludzi. Hierarchowie kościelni, podobnie jak duchowni innych religii, będą akceptować świeckość tylko jeśli będzie ona stwarzała możliwość powiększenia ich wpływów, czyli w sytuacji, gdy dana religia jest mniejszościowa. Świeckość przyznając takie samo miejsce każdemu światopoglądowi, religijnemu lub nie, opartemu na nauce czy świętych księgach, stwarza rozliczne pola do manipulacji. Może stanowić podstawę do żądań nauczania w szkole publicznej kreacjonizmu jako hipotezy posiadającej tę samą wartość, co ewolucjonizm, jak to już miało miejsce w Polsce w przypadku wiceministra edukacji narodowej Orzechowskiego.

Świeckość a wolność od religii. Świeckość/Laickość to koncepcja, która wyprowadza religię ze sfery publicznej, czyniąc ją prywatną sprawą jednostki. Poprzez zmniejszenie wpływu religii na życie społeczeństwa, świeckość toruje drogę do emancypacji człowieka, a przede wszystkim do emancypacji tych wszystkich grup społecznych, które są dyskryminowane z motywacji religijnej, w szczególności kobiet i osób LGBT+, oferując im ramy prawne do zwalczania ucisku patriarchalnego, mizoginii, homofobii i ateofobii. W tym sensie świeckość jest sojusznikiem praw kobiet i praw człowieka w ogóle. Ale jest to sojusznik, który im nie towarzyszy w tej walce do końca. Świeckość, jako koncepcja polityczna, zależy od stosunku sił pomiędzy jego zwolennikami a jego przeciwnikami-siłami konserwatywnymi. Świeckość nie jest konkurencyjną opcją duchową dla religii, nie jest wrogiem dla religii. Ale religie są wrogiem praw kobiet, pozbawiając ich prawa do swobodnego rozporządzania ich własnym ciałem lub traktując je jako istoty ludzkie tylko w połowie. Podobnie jest z osobami LGBT+. Jeszcze gorzej jest z ateistami. Świeckość nie jest wystarczającym środkiem dla ludzkości do zwalczania tej dyskryminacji. Aby osiągnąć ten cel, potrzebna jest wolność od religii.
Głównym postulatem laickości/ świeckość jest rozdział państwa od religii, nawet we francuskim modelu, gdzie status instytucji kościelnych został formalnie zrównany ze statusem innych organizacji społecznych. Formalnie, bo państwo nie płaci członkom kół filatelistów za zbieranie znaczków, ani klubów tanecznych za tańczenie. Ani pracownikom prywatnych firm, którzy nie pracują na państwowe zamówienie. Ani nie utrzymuje ich nieruchomości. Jaki jest powód, by państwo – czyli my wszyscy podatnicy – utrzymywało i traktowało inaczej instytucje religijne? Po co w ogóle ustawa o rozdziale kościoła od państwa, która przyznaje religiom i religijnym instytucjom jakiś specjalny status? Czy wynika to z jakiejś specjalnej wartości i użyteczności religii i religijnych instytucji? Coraz większe skandale obyczajowe i finansowe kościołów temu przeczą, coraz częściej dowiadujemy się, że instytucje religijne działają jak mafie, krzywdząc ludzi, w tym szczególnie krzywdząc słabych – dzieci.
Czy nie wystarczy po prostu traktować instytucje religijne i wspólnoty wiernych jak wszelkie inne pozarządowe organizacje?

Laickość/Świeckość może być traktowana jako tymczasowe rozwiązanie do czasu osiągnięcia przez ludzkość dojrzałości intelektualnej i emocjonalnej pozwalającej jej na skonfrontowanie się z rzeczywistością bez odwoływania się do iluzji. Nasi przodkowie byli zdani na domysły bez narzędzi wiedzy naukowej, my już nie jesteśmy. Po porzuceniu fałszywego, sprzecznego z wiedzą naukową, obrazu świata, można pozbyć się iluzji o tym, że wszechdobry Bóg nas chroni, można regulować nasze międzyludzkie stosunki nie przy pomocy boskich zakazów i nakazów, ale zdając się na siebie w przestrzeganiu takich zasad współżycia, które pozwalają na życie w pokoju, bez zabijania się w imię różnych bogów. I przede wszystkim, wiedząc, że mamy tylko jedno życie, to na Ziemi, można się nim cieszyć, nie odkładając tego na następną szansę, której nie będzie.

Tego świeckość nie może zaproponować ludzkości. Ta wizja jest możliwa tylko bez religii.

Czy to znaczy, że ateiści odmawiają wierzącym prawa do religii? Nie. Czy to znaczy, że chcą narzucać swój światopogląd siłą? Nie. Ani wiara religijna, ani ateizm nie mogą być skutecznie narzucone siłą. Ale skoro ludzkość stać już na to, żeby na pudełkach papierosów pisać, że palenie szkodzi, mam nadzieję, że kiedyś będzie ją stać na takie ostrzeżenie w stosunku do religii.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz