Nina Sankari
10 kwietnia br. odbyła się druga rozprawa w sprawie wytoczonej przez Małgorzatę Marenin (Przewodnicząca „Stowarzyszenia Stop Stereotypom”) Józefowi Michalikowi, arcybiskupowi, metropolicie przemyskiemu. Małgorzata Marenin zarzuciła J. Michalikowi, że w trakcie kazania wskazał jako współodpowiedzialne za istnienie zjawiska pedofilii ,,agresywne feministki i rozwodzących się rodziców”, co narusza jej dobra osobiste jako osoby rozwiedzionej i feministki.Przypomnijmy fakty. W październiku 2013 r. polskie media obiegła informacja o tym, że Arcybiskup Michalik, ówczesny Przewodniczący Episkopatu Polski, winą za pedofilię księży obarczył dzieci z rozwodzących się małżeństw, w których dzieci z deficytu miłości wciągają księży w związki pedofilskie. Niewłaściwa postawa często wyzwala się, kiedy dziecko szuka miłości. Ono lgnie, zagubi się i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga – te słowa J. Michalika były wielokrotnie powtarzanie przez krajowe i zagraniczne media.
W wyniku burzy medialnej rzecznik Episkopatu poinformował o „lapsusie”, natomiast abp Michalik już tydzień później powrócił do tematu pedofilii w swojej homilii w katedrze wrocławskiej z okazji 90. urodzin kardynała Henryka Gulbinowicza: „Wiele dziś się mówi, i słusznie, o karygodnych nadużyciach dorosłych wobec dzieci. Tego rodzaju zła nie wolno tolerować, ale nikt nie pyta o przyczyny. Żadna stacja telewizyjna nie walczy z pornografią, z promocją fałszywej, egoistycznej miłości między ludźmi. Nikt nie upomina się za dziećmi cierpiącymi przez brak miłości rozwodzących się rodziców, a to są rany bolesne i długotrwałe”. Słowa te znowu wywołały oburzenie i były szeroko komentowane w mediach, szczególnie że w dalszej części tego kazania jako winnych tego stanu rzeczy abp Michalik wskazał „agresywne polskie feministki, które od lat szydzą z kościoła i etyki tradycyjnej” poprzez promocję aborcji i walkę z tradycyjnym modelem rodziny i wierności małżeńskiej. „Ideologia gender budzi słuszny niepokój, jako że odchodzi od praw natury, […] a ostatnio wkracza do przedszkoli i szkół z instrukcją o tym, że należy od najmłodszych lat wygasić w dziecku poczucie wstydu i pouczyć je o możliwości czerpania cielesnych przyjemności wbrew etyce naturalnej” – mówił abp Michalik.
Małgorzata Marenin poczuła się obrażona i uznała, że jej godność osobista jako osoby rozwiedzionej i matki samotnie wychowującej syna oraz znanej feministki została w tych słowach narażona na szwank, a sugestia, że dzieci z niepełnych rodzin stanowią grupę ryzyka, szczególnie narażoną na pedofilię, ją zbulwersowała. Wystąpiła do sądu z oskarżenia prywatnego na podstawie art. 212 KK, który mówi o odpowiedzialności karnej za pomówienie osoby lub instytucji, mogące poniżyć kogoś w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania. W 2014 r. Sąd Rejonowy we Wrocławiu umorzył postępowanie wobec abpa Michalika. W uzasadnieniu sąd stwierdził, że dla przypisania sprawcy odpowiedzialności karnej z art. 212 kk. niezbędne jest skonkretyzowanie zniesławianego podmiotu, a użycie określeń „agresywne feministki” czy „rozwodzący się rodzice” nie wskazuje Małgorzaty Marenin jako podmiotu wypowiedzi oskarżonego. Sąd stwierdził także, że ingerencja państwa w tym przypadku zakrawałaby na cenzurę.Dlatego Małgorzata Marenin zdecydowała się na złożenie pozwu przeciwko abpowi Michalikowi na podstawie art. 23 w związku z art. 24 oraz art. 448 Kodeksu Cywilnego o naruszenie dóbr osobistych. Pierwsza rozprawa odbyła się w Przemyślu w dniu 12 marca br., na którą abp Michalik się nie stawił. Reprezentował go mec. Andrzej Lis, który przedstawił pełnomocnictwo substytucyjne, a także pismo z 25 lutego usprawiedliwiające absencję abpa Michalika w związku z obradami Konferencji Episkopatu Polski. Sędzia Jacek Saramaga zapytał, dlaczego sąd nie został powiadomiony o tym wcześniej, na co pełnomocnik wycofał pismo. Sędzia Jacek Saramaga przyjął pisma dowodowe złożone przez powódkę i wyznaczył termin drugiej rozprawy na 10 kwietnia br. wzywając pozwanego do stawiennictwa w sądzie pod rygorem pominięcia dowodu z jego zeznań. Taka postawa sędziego została zauważona w prasie i komentowana jako wyraz rzadkiej w naszym kraju niezależności sędziowskiej. Małgorzata Marenin komentowała zadowolona: „Cieszę się, że sąd wezwał pozwanego do stawiennictwa w sądzie pod rygorem pominięcia dowodu z jego zeznań. Arcybiskup to taki sam obywatel jak każdy inny człowiek”.
10 kwietnia br. w Sądzie Okręgowym w Przemyślu przed drzwiami sali rozpraw zebrał się tłum dziennikarzy oraz spora liczba osób duchownych, jak również grupa sympatyków Małgorzaty Marenin. Było jasne, że wszyscy oczekujący nie zmieszczą się w niewielkiej sali, jednak jej nie zmieniono. Niepoinformowani czekali w napięciu, czy pojawi się abp Michalik. Nie pojawił się. Przed godz. 12.00 przed salą oczekiwał także skład sędziowski, w tym sędzia Jacek Saramaga z wyraźnie nietęgą miną. Przebieg rozprawy miał pokazać dlaczego.Nina Sankari. Z wykształcenia lingwistka: filolożka rosyjska po studiach w b. ZSRR, mgr języka i cywilizacji francuskiej po studiach na paryskiej Sorbonie, mówi biegle pięcioma językami. Działaczka feministyczna i laicka, ateistka, racjonalistka, wolnomyslicielka z dużym doświadczeniem zawodowym i organizacyjnym we współpracy międzynarodowej. (Informacja oraz zdjęcie: www.koalicjaateistyczna.pl).
Te same dowody, których sąd nie odrzucił na pierwszej rozprawie, zostały tym razem przez sąd lekceważącym tonem potraktowane jako jakieś „wycinki prasowe”, a ich wartość dowodowa zdyskredytowana. Choć na poprzedniej rozprawie sędzia Saramaga wezwał pozwanego do stawiennictwa w sądzie pod rygorem pominięcia dowodu z jego zeznań, to jednak pismo dowodowe dostarczone przez pełnomocnika abpa Michalika zostało przyjęte i przekazane powódce w trakcie rozprawy. Małgorzata Marenin nie tylko nie miała możliwości zapoznać się z treścią tego pisma, nie miała także możliwości zadać ani nieobecnemu powodowi, ani jego dwóm pełnomocnikom pytań na ten temat, bo sędzia po prostu jej tego nie umożliwił. Zaprosił natomiast obu pełnomocników do zadawania pytań Małgorzacie Marenin. Wyglądało to jak przesłuchanie oskarżonej; i choć powódka znakomicie odpowiadała na pytania, wykazując ignorancję bądź celowe manipulacje prawników abpa Michalika (np. w sprawie utożsamiania stresu u dziecka rozwodzących się rodziców ze skutkami brakiem miłości z ich strony), to wydawało się kuriozalne, że to ona, a nie pozwany musi się tłumaczyć. Koronnym argumentem na oddalenie powództwa Małgorzaty Marenin było w opinii pełnomocników pozwanego to, że nie wykazała ona, w jaki sposób słowa abpa Michalika naruszyły jej dobra osobiste. Ta linia obrony została następnie użyta dosłownie przez sędziego w wyroku. Na nic zdały się wywody powódki o tym, że abp Michalik zaatakował w swojej wypowiedzi feministki i rozwodzących się rodziców, a ona jest osobą rozwiedzioną, znaną z feministycznej działalności. Sąd nie uznał za zasadne, aby członek precyzyjnie określonej grupy mógł uważać, że jego dobra osobiste zostały naruszone w wypadku ataku na tę grupę. No, ale każdy kij ma dwa końce, jak słusznie zauważył w artykule (opublikowanym w Liberte!) Marcin Widawski: „Już niedługo możemy obudzić się w kraju, w którym każdy będzie miał prawo do woli obrażać biskupów: że złodzieje, pedofile, zdrajcy, pasożyty, dwulicowcy, sługusy obcego państwa, gwałciciele, oszuści, wyłudzacze i co tam komu jeszcze ślina na język przyniesie, a całe zastępy katolickich obrońców uczuć i dóbr – z Nowakiem na czele – będą zagryzać wargi z wściekłości i bezsilności”, co w końcu będzie musiało doprowadzić do zmiany prawa. I to jest wielkie moralne zwycięstwo Małgorzaty Marenin. Kolejnym jej zwycięstwem jest to, że wysoki dostojnik kościelny (Mściwy Książę Kościoła, jak go nazywano po znanym incydencie drogowym), był pozywany do sądu, jak każdy obywatel. Okazało się, że nie jest nietykalny z tytułu samej przynależności do wysokiej hierarchii kościelnej, że były przewodniczący Episkopatu Polski podlega prawu powszechnemu. To, że w sądzie się nie stawiał, w opinii wielu obywateli świadczyło jedynie o pysze i bucie hierarchy – mówią o tym tysiące komentarzy pod artykułami prasowymi. Swoją drogą, usprawiedliwienie nieobecności obowiązkami duszpasterskimi (święcenie kościoła w Sanoku, n.b. nigdzie nie odnotowane) wydaje się być mało przekonujące. Czy mechanik samochodowy mógłby w sądzie tłumaczyć swoją nieobecność koniecznością dokonania naprawy powierzonego mu samochodu? Albo dziennikarz prowadzeniem w tym czasie programu? Jest to oczywista demonstracja ze strony abpa Michalika i jest ona bardzo źle odbierana ze strony „zwykłych śmiertelników”. Co więcej, w tej sprawie doszło do prób wywierania nacisków na niezawisłość sądu. Pismo senatora Kazimierza Jaworskiego do Ministra Sprawiedliwości, w którym prosi on o zbadanie, czy przemyski sąd nie przekroczył granic działania władzy sądowniczej stanowi skandaliczny przykład próby wywierania takiej presji. Podobnie można traktować Oświadczenie radnych Sejmiku Podkarpackiego wyrażających dezaprobatę wobec prób ingerowania instytucji świeckich w nauczanie Kościoła. Dla radnych argument o ich wyznaniu, zgodnym z wyznaniem abpa Michalika, jest wystarczający do negowania potrzeby stosowania prawa powszechnego.
Czy te wszystkie manewry byłyby potrzebne, gdyby sprawa Marenin kontra Michalik była w sposób oczywisty wygrana dla arcybiskupa? Małgorzata Marenin przegrała sprawę. W czasie ogłoszenia wyroku w ławie strony pozwanej zamiast pełnomocników abpa Michalika zasiedli jacyś księża. To symboliczne. Sędzia prowadzący rozprawę nie zareagował.
To symboliczne, bo o co tak naprawdę w tej sprawie szło? Kim były strony, o co chodziło w pozwie? Czego dotyczył wyrok?
Wiemy przecież doskonale, że nie chodziło o to, czy abp Michalik słowa o winie molestowanych dzieci za pedofilię wypowiedział podczas kazania, czy podczas posiedzenia Konferencji Episkopatu. Ani o to, czy sędzia znalazł w dowodach słowa, które zna na pamięć cała Polska. W tym procesie chodziło o to, czy hierarchowie kościelni stoją ponad prawem powszechnym, czy mogą bezkarnie znieważać obywateli, którzy łożą na ich utrzymanie. Odpowiedź brzmi: niestety, na razie, mogą. Ale muszą do tego uruchamiać całą machinę manipulacji i działań sprzecznych z demokratycznymi standardami, kosztem coraz wyraźniejszej dezaprobaty ze strony coraz bardziej świadomego społeczeństwa. O tym procesie można byłoby powiedzieć, że Temida nie była w nim ślepa na status społeczny i przekonania religijne stron. Ale sprawa Marenin kontra Michalik pokazała jednak, że rozpoczął się pewien nieodwracalny proces, którego żaden Mściwy Książę Kościoła nie powstrzyma: wychodzenia polskiego społeczeństwa z feudalizmu.
Ta sprawa pokazuje także po raz kolejny, że w procesie budowy demokratycznego społeczeństwa w Polsce tzw. kwestia kobieca, a raczej kwestia feministyczna odgrywa kluczową rolę.
Nina Sankari
Tekst ukazał sie pierwotnie w:
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.