Nina Sankari: Gdy kobiety wychodzą z Kościoła. Sprawa Anki Zet.

J’ACCUSE! – powiedziała dziś w sądzie Anna Zawadzka (Anka Zet), której postawiono zarzut popełnienia przestępstwa z artykułu 195, paragraf 1 :

„Kto złośliwie przeszkadza publicznemu wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”.

Przypomnijmy, o co chodzi. 3.04 2016 r. w Kościele Św. Anny w Warszawie miało miejsce zdarzenie uznane przez większość prawicowo-katolickiej prasy za „skandaliczny incydent”. Tego dnia w kościołach w Polsce był odczytywany list Konferencji Episkopatu Polski, żądający „pełnej ochrony życia nienarodzonych” czyli całkowitego zakazu aborcji. Znalazły się w nim m.in. takie sformułowania:

„W kwestii ochrony życia nienarodzonych nie można poprzestać na obecnym kompromisie wyrażonym w ustawie z 7 stycznia 1993 roku, która w trzech przypadkach aborcję.[…]. Prosimy parlamentarzystów i rządzących, aby podjęli inicjatywy ustawodawcze oraz uruchomili programy, które zapewniłyby konkretną pomoc dla rodziców dzieci chorych, niepełnosprawnych i poczętych w wyniku gwałtu.”

Podczas odczytywania tego listu przez księdza z Kościoła Św. Anny pojedyncze kobiety zaczęły w milczeniu wychodzić z kościoła. „Ostentacyjnie” wychodzić – jak pisały zbulwersowane media. Jednocześnie z głębi kościoła zaczął się donosić mocny kobiecy głos, bardzo wyraźnie protestujący wobec ingerencji Kościoła w prawa kobiet. Na miejscu były kamery telewizyjne, które filmowały zajście. Materiał filmowy dostępny w Internecie zarejestrował słowa kobiety, m.in. o tym, że Kościół powinien raczej zająć się sprawą pedofilii w swoim łonie. Na filmie widać, jak do kobiety podchodzą mężczyźni, którzy zaczynają ją szarpać przy wtórze krzyków, żądających, żeby wyszła z kościoła, co po kilku minutach czyni.

Tą kobietą była Anka Zawadzka Zet, znana feministka, działaczka LGBT+, lewicowa publicystka. W związku z zajściem zawiadomienie do prokuratury złożył poseł PiS Stanisław Pięta, a prokuratura przesłała do sądu akt oskarżenia A. Zawadzkiej.

Na rozprawie Anna Zawadzka zjawiła się w asyście dwojga prawników. Na sali rozpraw było kilka osób ze środowisk ateistycznych, feministycznych i LGBT+. Nie było osób popierających oskarżenie.

Anka Zet skorzystała z prawa do odmowy składania wyjaśnień i odpowiadania na pytania, ograniczając się do odczytania przygotowanego wcześniej oświadczenia. Było to znakomite wystąpienie nawiązujące do najlepszych tradycji obrony wolności jednostki, w tym wolności sumienia i obrony praw osób dyskryminowanych z motywacji religijnej, w tym kobiet i LGBT+.
Anna Zawadzka nie przyznała się do zarzutu popełnienia przestępstwa z art. 195 par. 1. , argumentując , że nie działała w złej intencji, a jej zachowanie było pozbawione złośliwości. Oświadczyła, że jako osoba ochrzczona, która nie złożyła aktu apostazji, ani nie została obłożona ekskomuniką, miała prawo do wyrażenia swego sprzeciwu wobec listu biskupów, z którym się nie zgadzała. Podkreśliła także, że nie zakłóciła czynności religijnej, bo zabrała głos już po zakończeniu liturgii, w czasie, kiedy odczytywany był list skierowany do polityków.

Ale Anka Zet nie poprzestała na obronie i postawiła w stan oskarżenia hierarchów kościelnych zarzucając im m.in. potępianie osób nieheteroseksualnych,  popieranie grup o jawnie neofaszystowskich poglądach i z ich flagami, zajmowanie się polityką zamiast krzewienia wiary i moralności, budowanie nienawiści wobec kobiet i LGBT+. Po każdej grupie zarzutów następowało przejmujące podsumowanie:

„Choć szkodzą Kościołowi, nie stoją na moim miejscu, oskarżeni przed sądem.”

Dziś złożył także zeznania świadek – ksiądz, który odprawiał w kościele Św. Anny mszę w dniu zajścia. On także nawiązał do znanej nam tradycji. Adwokat oskarżonej musiał trzykrotnie zadawać mu to samo pytanie o to, czy odczytywanie listów, komunikatów i ogłoszeń parafialnych należy do liturgii eucharystycznej. Zawodziła go także pamięć co do tego, czy oskarżona używała słów wulgarnych lub obraźliwych w swym wystąpieniu. Pamiętał za to wbrew faktom (zarejestrowanym na filmie), że nikt wobec oskarżonej nie stosował siły fizycznej. Na koniec, ksiądz nie skorzystał z szansy, którą dał mu adwokat oskarżonej, do wykazania chrześcijańskiego miłosierdzia (czy choćby do skorzystania z prawa kanonicznego w konflikcie z wierną), tylko domagał się ukarania Anny Zawadzkiej z użyciem prawa powszechnego, tj. świeckiego.

Trudno powstrzymać się przed refleksją nad instrumentalizacją prawa powszechnego przez Kościół w Polsce. Z jednej strony, nie chce on uznać prawa byłych katolików do stosowania wobec nich prawa powszechnego (Ustawa o ochronie danych osobowych) do wykreślenia ich nazwisk z rejestrów kościelnych i upiera się przy jurysdykcji kościelnej, a z drugiej żąda dyscyplinowania katolików  w kościele przy pomocy prawa świeckiego.

Pełny tekst wystąpienia Anny Zawadzkiej w sądzie oraz pełna relacja z rozprawy sądowej w najbliższym numerze Przeglądu Ateistycznego.

Nina Sankari

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz