Postawiliśmy sobie dzisiaj tezę, która brzmi: Ateizm nie wyklucza. Robimy to w kontekście równouprawnienia różnych orientacji seksualnych. Taka teza rodzi sporo pytań.
Po pierwsze – który ateizm nie wyklucza. Po drugie – kto w takim razie wyklucza, skoro ludzie homoseksualni czy transpłciowi czują się i są faktycznie wykluczani. To bardzo ważne pytania.
Ateizm, którego ja sam jestem zwolennikiem, jest ateizmem humanistycznym, czyli świeckim światopoglądem opartym na naturalistycznym widzeniu świata (odwołującym się wyłącznie do praw przyrody), racjonalizmie, na szeroko, czyli także ekonomicznie rozumianych prawach człowieka, oraz emancypacyjnej wizji społeczeństwa. Taki ateizm nie wyklucza, bo nie ma żadnych powodów do wykluczania. Główną osią takiego światopoglądu jest wzmacnianie tego co słabe oraz takie idee jak wzajemna troska, opiekuńczość, szukanie dróg rozwoju dla każdego.
Czy istnieją takie ateizmy, które mogą wykluczać ludzi LGBT? Oczywiście, można je sobie łatwo wyobrazić, wszak ateizm sam w sobie, bardzo wąsko pojmowany, jest jedynie negacją istnienia bogów. Nic nie mówi o innych sprawach. Ateizm nie musi być wcale racjonalistyczny, choć, trudno pominąć fakt, że zwykle zaprzecza się istnieniu bogów z racji natury rozumowej. I dlatego ateizm zwykle bywa, stara się być, racjonalny, choć taki być faktycznie nie musi z samej swej definicji.
Niektórzy twierdzą też, że wrogim homoseksualizmowi był ateizm komunistyczny, w sensie komunizmu radzieckiego. Ale to nie jest takie proste. Rosja Radziecka już w 1922 roku zniosła odziedziczony po carach system penalizacji homoseksualizmu. Jako jeden z pierwszych krajów w Europie! To prawda, że ponownie zaczęto prześladować ludzi LGBT już w 1933 r. wraz ze stalinizacją tego kraju. Mimo destalinizacji w latach 50-tycvh XX wieku kary za relacje homoseksualne zniesiono dopiero w Rosji Jelcynowskiej. W różnych krajach bloku wschodniego rozmaicie to wyglądało – od silnie represyjnej Rumunii po bardzo tolerancyjne po tym względem NRD.
Chciałbym tymczasem pójść tropem relacji między religią, wolnością od religii a sprawami takimi jak prawa ludzi nieheteronormatywnych.
W Polsce zniesiono prześladowania prawne za stosunki homoseksualne w 1932 r., czyli w 10 lat po Rosji Radzieckiej, a to za sprawą wielkiego szermierza świeckości i racjonalizmu Tadeusza Boya-Żeleńskiego, który razem ze swoją przyjaciółką Ireną Krzywicką prowadził całą kampanię uświadamiającą na rzecz depenalizacji stosunków jednopłciowych.
Możemy zasadnie powiedzieć, że zwykle wszędzie tam, gdzie ruchy świeckie miały jakiś wpływ na władzę, zwykle sytuacja ludzi homoseksualnych ulegała poprawie. I tak to w rewolucyjnej Francji w 1791 roku zniesiono prawne prześladowania ludzi homoseksualnych, co utrzymał później kodeks Napoleona. Ale kiedy np. we Francji było mniej świeckości, a za to więcej religii w życiu publicznym, jak w czasie władzy faszystowsko-katolickiego rządu Vichy, w czasie II wojny światowej, wówczas prześladowania powracały. W rzeczonej Francji paragraf z Vichy przetrwał – raczej już mało stosowany – do czasów prezydenta Mitteranda, czyli do czasów na tyle współczesnych, że i ja je dobrze pamiętam.
Można zatem zapytać o to, kiedy w Europie zaczęto prześladować homoseksualizm, skoro wiadomo, że jakaś forma akceptacji dla niego była w świecie grecko-rzymskim. Otóż istnieje ścisły związek pomiędzy wzrostem siły chrześcijaństwa a wzrostem prześladowań ludzi homoseksualnych. I tak pierwsze prześladowania nakazał cesarz Konstans około połowy IV wieku, sam znany zresztą z homoseksualnych romansów. Warto zauważyć, że Konstans był synem Konstantyna Wielkiego, tego który najpierw nakazał tolerancję wobec chrześcijaństwa, a rychło zamienił ją w jawne wspieranie i faktyczne preferowanie tej religii.
Natomiast pełną parą represje wobec ludzi LGBT ruszyły za Teodozjusza I Wielkiego, tego samego cesarza, który zdelegalizował pod koniec IV wieku wszystkie tak zwane pogańskie religie. Istnieje więc ścisły związek między wzrostem przemocy religijnej, w tym przemocy prawnej, a wzrostem histerii homofobicznej.
Ciekawym przypadkiem jest Wielka Brytania. O ile np. we Francji ostatni wyrok śmierci za homoseksualizm wykonano w połowie XVIII wieku, to Anglii wieszano jeszcze za to w prawie sto lat później. I kiedy w większości Europy zaprzestano nękania ludzi homoseksualnych, czy to przez zmianę prawa, czy przez faktyczne zaprzestanie stosowania go, to w Anglii jeszcze ludzie homoseksualni setkami siedzieli w więzieniach do lat 60-tych XX wieku. Warto zauważyć, że Wielka Brytania była i w pewnym sensie jest do dzisiaj krajem oficjalnie protestanckim, a zatem prawodawstwo nawiązywało do Biblii.
Podobnym przykładem są Stany Zjednoczone. Z jakichś trudnych do pojęcia powodów USA uchodzą za krainę wyjątkowej tolerancji i poszanowania praw ludzkich, choć były prawdopodobnie ostatnim krajem Zachodu, który zniósł oficjalne represje państwowe wobec ludzi LGBT. Warto pamiętać, że dopiero prezydent Obama zupełnie unieważnił prawo zakazujące zatrudniania w armii otwartych gejów i lesbijek. Przypomnę, że złagodził je wcześniej w latach 90-tych Bill Clinton przez zasadę – „nie mów i nie pytaj”, dosyć obłudną zresztą.
Do XXI wieku także z motywów religijnych w wielu stanach można było pójść do więzienia – przynajmniej teoretycznie – za seks oralny lub analny, nawet wtedy, gdy się go uprawiało we własnym domu i z osobą płci przeciwnej. Są to ewidentne pozostałości myślenia religijnego opartego na biblijnych wyobrażeniach o tym co jest naturalne bądź sprzeczne z naturą.
Jeżeli szukamy źródeł homofobii i nienawiści do ludzi nieheteroseksualnych, to jej pierwszym i najważniejszym źródłem była religia – w Europie wedle siły oddziaływania przede wszystkim: chrześcijaństwo, judaizm i islam.
Marek Krak
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.