BOMBA W GŁOWIE, CZYLI DZIECI MOLESTOWANE PRZEZ KSIĘŻY

W ramach przygotowań do Międzynarodowej Konferencji na Rzecz Przeciwdziałania Pedofilii „Przerwać milczenie” oraz kampanii „Stań po mojej stronie!”, organizowanych przez Fundację „Nie lękajcie się, Krytykę Polityczną  i Fundację im. Kazimierza Łyszczyńskiego, publikujemy poniżej wywiad Agaty Diduszko-Zyglewskiej (Krytyka Polityczna) z psychotraumatolożką dziecięcą Grażyną Lewko

————————————

Rozmowa z Grażyną Lewko, psychotraumatolożką, psychoterapeutką, docenioną nagrodą dla najlepszej psychotraumatolożki dziecięcej przez Fundację Dzieci Europy.

Agata Diduszko-Zyglewska: Czy w czasie swojej długiej praktyki miała pani do czynienia z ofiarami molestowania seksualnego przez osoby duchowne?

Grażyna Lewko: Zdumiewa mnie niewielka liczba zgłoszeń dotyczących dzieci, które doświadczyły wykorzystania seksualnego przez księży. Moje doświadczenie mówi, że gdy sprawcą jest ksiądz, opór przed ujawnieniem takiej sprawy jest jeszcze większy niż zwykle. Wynika to ze szczególnej pozycji Kościoła w polskiej kulturze – to nie jest zwykła organizacja i w relacji z nią nie obowiązuje zwykła ostrożność. Zwykle gdy wysyłamy dziecko do szkoły, to sprawdzamy opinie o tej placówce i nauczycielach – natomiast nikt nie sprawdza, kim jest ksiądz, który będzie uczył dzieci religii. Czasem naprawdę wystarczy zapytać dziecko, czy jest w zachowaniu księdza coś, co wzbudza jego niepokój. Dzieci szybko się orientują, że z dorosłym jest coś „nie tak” – w przeciwieństwie do rodziców, którzy dają się zwieść temu, że ksiądz jest miły, zabiera dzieci na atrakcyjne wycieczki.

Rodzice pozostawiają też dzieci bez kontroli w kościele, np. kiedy pełnią one rolę ministrantów. Istotne jest, że ta sytuacja dotyczy chłopców, bo chłopcom jeszcze trudniej wyartykułować, że coś takiego im się przydarzyło. Czasem o dramacie dziecka świadczą zachowania, które rodzice traktują jako zwykłe nieposłuszeństwo – odmowa chodzenia do kościoła, pogorszenie w nauce, odmowa udziału w zajęciach sportowych ze względu na narastającą niechęć do własnego ciała. Uwiedzione przez księdza dziewczynki w okresie dojrzewania oskarżane są o wyuzdanie, parafianie je piętnują. Gdy dziecko zaczyna się źle zachowywać, skutek mylony jest z przyczyną – dziecko źle się zachowuje, bo zostało uwiedzione i wykorzystane, a nie zostało wykorzystane seksualnie, bo „samo się o to prosiło”.

Ale dlaczego w przypadku księży rodzice tracą swoją zwykłą czujność dotyczącą bezpieczeństwa dziecka?

Bo Kościół jest utożsamiany ze świętością i władzą, a do tego dostarcza wielu ludziom czegoś ważnego, z czego nie do końca zdajemy sobie sprawę. O co chodzi? Od pewnego etapu rozwoju wiemy, że wolność jest czymś niezwykle trudnym, bo wymusza wzięcie odpowiedzialności za swoje życie od A do Z. Kościół, zawężając tę wolność poprzez konkretne nakazy i zakazy, pozwala pozbyć się części odpowiedzialności. Rodzice mają poczucie, że warto przekazać dziecku taką krzepiącą opowieść, że istnieje Bóg, który poprzez Kościół daje ludziom konkretne wskazówki, jak żyć.

Temu służy biblijna metafora pasterza i bezwolnych owiec.

Tak – i ta figura pasterza to niezwykle ważny aspekt w kontekście ofiar. Myśląc o przestępstwach pedofilskich, często popełniamy błąd: wyobrażamy sobie, że takie zdarzenie musi łączyć się z przemocą fizyczną. Uwodzenie wydaje nam się mniej szkodliwe. A jest dokładnie odwrotnie. To uwodzenie jest kluczowe i niszczące. Tymczasem jesteśmy w stanie akt przemocy fizycznej jednoznacznie zidentyfikować jako zło, ale procesu uwiedzenia już nie. Ktoś robi mi coś złego, ale uśmiecha się do mnie i do moich rodziców, przychodzi do mojego domu i jest darzony szacunkiem. Czy to może być ktoś zły? A może to ja jestem zły? Dziecko jest zdezorientowane. Czy będzie w stanie komukolwiek zaufać?

Uwiedzenie dziecka skutkuje traumą na całe życie. Takie skrzywdzone dziecko traci zaufanie do osób, które wydają się dobre, bo spodziewa się ataku. Jego psychika blokuje możliwość zawiązania dobrych, krzepiących relacji z przyszłymi partnerami, z własnymi dziećmi, z rodziną, ponieważ jest w niej bardziej lub mniej świadomy skrypt oczekiwania psychicznej katastrofy. Dzieci, które były wykorzystane seksualnie, przez całe życie zmagają się z konsekwencjami tych traumatycznych zdarzeń. Niezależnie od wieku potrzebują jasnego przekazu: wykorzystanie seksualne było złe, całą winę ponosi ten, który to zrobił. Nie może być przedawnienia; ofiary przemocy całe życie oczekują na uznanie ich niezawinionego cierpienia.

Po jakich symptomach możemy poznać, że dziecko jest molestowane? I dlaczego dzieci nie skarżą się wprost?

Przemoc seksualna to zdarzenie, w którym uczestniczą nasze myśli, nasze uczucia, reakcje naszego ciała, nasze zmysły: wzrok, słuch, węch, smak. Taka przemoc jest odczuwana – metaforycznie rzecz ujmując – tak jakby ktoś wrzucił nam bombę do głowy. Nasze myśli, uczucia, odczucia cielesne, zmysłowe rozpadają się na kawałki jak lustro, w które ktoś rzuci kamieniem. Psychika broni się, „kawałkując” całe to doświadczenie, aby łatwiej było je znieść i żyć mimo tego, co się zdarzyło. Takie „pokawałkowanie” skutkuje trudnościami w skupieniu się, niemożnością uczenia się, bawienia, cieszenia się życiem. Psychika aktywnie przeciwdziała połączeniu myśli, bo połączenie myśli niezbędnych do rozwiązania zadania grozi połączeniem w umyśle fragmentów traumatycznych zdarzeń. Naturalne mechanizmy obronne są takie, że dziecko musi się zdysocjować i przestać czuć, żeby po prostu przeżyć i żyć dalej.

Zdarza się, że jakiś dorosły jest zdumiony, że dziecko opowiada o koszmarnych przeżyciach beznamiętnym głosem – i skłonny jest myśleć, że dziecko kłamie. Ta beznamiętna relacja to symptom skrajnego zamrożenia uczuciowego. Pojawiają się symptomy fizyczne: dziecko źle się czuje, może mieć wysoką temperaturę niejasnego pochodzenia, nie może jeść, nie może się myć. Jest mu ciągle zimno albo przeciwnie, nigdy nie jest mu zimno; nie może spać albo przeciwnie, ciągle chce mu się spać.

U małych dzieci pojawia się zabawa traumatyczna. Kiedy patrzymy na dziecko bawiące się w ten sposób, to nie możemy tego znieść, bo ta zabawa jest nasycona takim ładunkiem emocjonalnym, że to jest zbyt ciężkie przeżycie dla dorosłego. Bywa, że rodzice mówią w takiej sytuacji: nie mogę na to patrzeć, idź do drugiego pokoju. I dziecko idzie, żeby mama nie widziała, ale musi odtworzyć w zabawie to, co mu się przydarzyło, bo to ratuje jego życie.

Na czym dokładnie może polegać taka traumatyczna zabawa?

Na przykład dziecko, bawiąc się lalką, rozbiera ją i ubiera w sposób natarczywy, przywodzący na myśl dręczenie. Nieustannie powtarza tę zabawę w różnych wariantach, natrętnie. Dzieci rozbierają lalki, ale u dziecka bez doświadczenia traumatycznego zabawa ma w sobie lekkość, przyjemność. W zabawie traumatycznej dominuje groza. Ktoś, kto obserwuje taką zabawę, nie może jej znieść, odwraca oczy albo każe dziecku przestać.

Częsty błąd krewnych i nauczycieli polega na tym, że symptomy będące skutkiem traumy są postrzegane jako przyczyna problemów. Dziecko nie uczy się, wagaruje, kłamie. Do tego efekt rozbitego lustra w jego głowie sprawia, że dla dorosłych staje się mniej wiarygodne. Jeśli już toczy się jakaś sprawa, to na przykład sędzia pyta: jakie miałeś rajstopki? Nie miałem rajstop. A jaka była pora roku? Zima. Zaraz, czy to dziecko kłamie? Nie, to jest właśnie efekt rozbitego lustra, kiedy dziecko nie jest w stanie poskładać tych różnych faktów w jeden obraz, bo on jest po prostu zbyt straszny dla jego umysłu. Ale dziecko zwykle daje mnóstwo sygnałów także poza zabawą – na przykład nienawidzi chodzić do kościoła, nienawidzi tego księdza i próbuje unikać kontaktu z nim. Niestety rodzice często nie reagują na te sygnały

Dlaczego rodzice ignorują sygnały alarmowe wysyłane przez dziecko?

Znowu wracamy do niezwykle silnej pozycji Kościoła. Bycie katolikiem w Polsce nie jest w większości miejsc kwestią wyboru czy rzeczywistej wiary, tylko silnego przymusu społecznego. Dlatego kiedy dziecko powie rodzicowi, że sprawca jest przedstawicielem Kościoła, to temu rodzicowi runie cały świat. Traci wewnętrzny obiekt, któremu ufał, i nie ma nic. Tracą moc wskazówki, które tak ułatwiały życie. A do tego rodzic czuje, że społeczność nie jest skłonna uwierzyć lub publicznie przyznać, że wierzy w winę sprawcy. Czuje lęk, że trzeba się będzie wyprowadzić z miasta, z parafii; że nastąpi krucjata tych, którzy wolą obarczyć winą za zburzenie porządku rodzinę ofiary. To wszystko sprawia, że rodzic sam staje się częścią tej społeczności i jest skłonny założyć, że dziecko kłamie. W ten sposób dziecko zostaje samo.

Jaka powinna być właściwa reakcja rodzica, kiedy dziecko zaczyna opowiadać coś tak szokującego?

Na początku kluczowe jest wysłuchanie dziecka bez niedowierzania i ocen. Dziecko zwykle mówi bardzo mało – właśnie dlatego, że musi sprawdzić, jaka będzie reakcja. Pamiętam dziewczynkę, którą zapytałam, dlaczego opowiada mi tak obszernie o tym, co się stało. Odparła, że opowiada, bo pytam i chcę słuchać, a dorośli nie pytają i nie słuchają. Kiedy dorosły chce wiedzieć, co się wydarzyło, to dziecko powie. Dzieci bardzo szybko się orientują, którzy dorośli nie chcą wiedzieć.

Kiedy osoby traumatyzowane są bardzo religijne, wierzą w Boga, krzywda wyrządzona przez duchownych sieje jeszcze większe spustoszenie. W co ma wierzyć dziecko, które zostało wykorzystane w kościele? U wielu rodziców poczucie winy jest tak ogromne, że nie są w stanie go udźwignąć. Nieliczni dźwigają i są w stanie powiedzieć: tak, nie zauważyłem tego, że moje dziecko skrzywdzono. Ale niestety jest też inny niepokojący mechanizm, który mogliśmy obserwować przy okazji sprawy poznańskiego chóru. Tam rodzice posyłali swoje dziecko na zajęcia, mimo że wiedzieli, co się dzieje. To temat na osobną rozmowę.

Skoro dzieci często nie mogą liczyć na pomoc rodziców, to jak to się dzieje, że przynajmniej niektóre w końcu trafiają do psychologa?

Zdarza się, że sprawa wychodzi na jaw przypadkiem – ze względu na nieuwagę czy brawurę sprawcy lub dzięki odwadze i czujności kogoś z otoczenia, kto zauważy niepokojące sygnały. Z wcześniej wymienionych powodów, jeżeli dziecko coś ujawni, to raczej poza domem, na przykład w szkole. Czasem nauczyciel zauważa, że dziecko, które dobrze funkcjonowało, nagle się zmienia czy załamuje – a to znaczy, że dzieje mu się jakaś krzywda. Oczywiście tę możliwość zauważenia problemu utrudnia dorosłym typowa dla naszej kultury skłonność do myślenia w kategoriach „grzeczny” i „niegrzeczny” – bez zastanowienia „dlaczego”, bez dociekania przyczyn, a często bez zwykłego zapytania dziecka. Dziecko straumatyzowane staje się dzieckiem trudnym i wówczas jest szansa, że trafi do specjalisty. W Polsce jest coraz więcej psychotraumatologów i specjalistów rozpoznających symptomy traumy.

Dzieci, które padają ofiarą przemocy seksualnej, boją się też pytania: czemu tam chodziłeś, czemu nie powiedziałeś „nie”. Dlaczego dzieci mają trudność w takiej sytuacji z powiedzeniem „nie”?

To specyfika traumy, która jest dla dziecka przeżyciem na granicy życia i śmierci i której towarzyszy skrajna bezradność. Dziecko ma nieświadome pragnienie odzyskania kontroli – myśli: pójdę i powiem „nie”. Ale to jest niemożliwe. Bezradność i „zamrożenie” ofiary konfrontuje się tu z bezwzględnością sprawcy, który manipuluje dzieckiem, bywa, że wręcz je szantażuje. Dlatego ten, kto mówi do dziecka: „dlaczego tam poszedłeś?”, nie rozumie tego, że ono musi „tam” iść. Niestety dziecko nie ma szansy odzyskać kontroli nad sytuacją – to ma zrobić dorosły, opiekun, ten, kto jest źródłem poczucia bezpieczeństwa dziecka. Brak takiej osoby lub jej odwrócenie się od dziecka to katastrofa.

Specyficzne dla tego rodzaju traumy jest też „natrętne powtórzenie”, które daje ciągłą nadzieję, że „on” już tego więcej nie zrobi. Niestety „on” to zrobi. Trzeba pamiętać, że „on” jest też bardzo sprytny i o rzeczywistości wie więcej niż dziecko. Dzieci skrzywdzone w ten sposób – później także jako młodzież lub dorośli – odczuwają niemijający ból, który próbują tłumić na różne sposoby. Ten ból objawia się dolegliwościami somatycznymi czy natrętnie powracającymi wspomnieniami, których nie można się pozbyć. Dlatego piją, biorą narkotyki, narażają swoją życie. Dzieci w kwestii swojego cierpienia nie kłamią. Jednak żeby nie przeoczyć tego, co chcą przekazać, trzeba wyjść poza patrzenie w kategoriach „grzeczny”, „niegrzeczny”. Tymczasem w związku z nabożnym traktowaniem Kościoła w naszym kraju w takich sprawach retraumatyzacja jest masywna – dziecko jest naznaczone. Często to na nie, a nie na sprawcę spada odium. To niszczy mu całe życie.

Co musi się zmienić w Polsce, żeby ochrona dzieci przed przestępcami seksualnymi w sutannach była naprawdę skuteczna oraz żeby ofiary mogły liczyć na pomoc i nie bały się stygmatyzacji?

Konieczny jest powszechny społeczny konsensus co do tego, że w wypadku takich przestępstw wina jest w całości i bez wątpienia po stronie księdza-pedofila. Że nie ma znaczenia, czy ten ksiądz jest miły czy od dawna jest proboszczem – jeżeli wykorzystuje seksualnie dzieci, to jak każdy pedofil musi stanąć przed sądem. Konieczne jest też społeczne uznanie niedopuszczalności obwiniania dzieci za to, co im zrobiono – bez względu na to, z jakiego pochodzą domu, czy jego rodzice się rozwodzą itd.

Tylko przykład musiałby iść z góry. Tymczasem na przykład reakcja polityków i osób publicznych na skandaliczną wypowiedź arcybiskupa Michalika o dzieciach gwałconych przez księży-pedofilów – „ono lgnie, ono szuka” – była nikła lub żadna.

Niestety, żeby zmusić polityków do reakcji, potrzebna byłaby zmiana relacji między państwem a Kościołem. Państwo musiałoby uznać za swój obowiązek pilnowanie tego, żeby Kościół, tak jak inne instytucje, działał w granicach polskiego prawa, a nie ponad nim. To przecież nie dotyczy tylko sprawy kościelnej pedofilii. To także sprawa komisji majątkowej „zwracającej” Kościołowi bardzo liczne nieruchomości i ziemie, sprawa zwolnienia tej instytucji z części podatków przy jednoczesnym czerpaniu przez nią ogromnych sum z publicznej kasy.

Tymczasem pozycja Kościoła w Polsce – dzięki ścisłemu politycznemu aliansowi z obecną władzą – wzmacnia się, a prawa dzieci i kobiet ulegają stopniowemu ograniczeniu. Co musi się stać, żeby politycy stanęli po stronie krzywdzonych dzieci?

Politycy staną po stronie dzieci, kiedy nie będą mieli innego wyjścia, czyli kiedy poczują presję społeczną w tej sprawie. Tymczasem ludzie, dopóki mogą, wolą odwracać oczy od zła. Nie chcą myśleć o czymś tak okropnym, wolą zwodzić się myślą, że to sprawy marginalne i zajmują się nimi jacyś profesjonaliści, psycholodzy, policja. Dlatego ta presja jest niewielka. A niestety nie da się tej sytuacji rozwiązać bez udziału polityków, bo tu chodzi o prawodawstwo, o przebudowanie relacji z Kościołem, o dostęp do leczenia, o profilaktykę poprzez edukację w szkołach. Kiedy dziecko zostaje potraktowane przez księdza-pedofila jako obiekt, przedmiot, jest zdruzgotane, traci podstawowe zaufanie do świata. Bez tego zaufania nie da się żyć. Tylko państwo ma narzędzia, które mogą pomóc odbudować to zaufanie.

Dr Grażyna Lewko będzie gościnią Międzynarodowej konferencji na rzecz przeciwdziałania pedofilii w Kościele, która odbędzie się w Warszawie w dniach 17–18 listopada 2017, i weźmie udział w debacie pt. „Cierpienie ofiar, milczenie społeczeństwa. Jak wspierać ofiary, ich rodziny i sygnalistów (whistleblowerów)?”, którą poprowadzi Renata Kim („Newsweek”).

Cały program Konferencji TUTAJ

Partnerem Konferencji jest Rzecznik Praw Obywatelskich.

Organizatorami Konferencji są Fundacja „Nie lękajcie się”, Krytyka Polityczna oraz Fundacja im. Kazimierza Łyszczyńskiego.

Pomoc w opracowaniu materiału: Konrad Pytka.

źródło: Krytyka Polityczna

 

 

 

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz